Moja przygoda z kawą zaczęła się od biżuterii mojej mamy. Były to drewniane korale złożone z wielu sznurów drobniejszych koralików. Mój pierwszy model jest jakby kopią tamtego wzoru. Bardzo chciałam by były nietypowe i długo zastanawiałam się z czego je zrobić. Pewnego dnia siedząc przy barze podczas przerwy w pracy (pracowałam wtedy jako barista w jednej z fantastycznych dublińskich restauracji) pomyślałam sobie: dlaczego nie z kawy? I bardzo szybko dotarło do mnie dlaczego to nie będzie łatwe. Moje pierwsze ziarna próbowałam wyposażyć w otwór różnymi metodami od gwoździ, szpilek po wiertarkę... niestety chciałam mieć otwór wzdłuż ziarna a to już wyższa szkoła, która mnie przerosła. Potem pomyślałam no to będę kleić. Zaopatrzyłam się w kawę i zestaw pt super glue i rękawiczki. W rękawiczkach nie umiałam dobrze złapać ziarna, klej się rozlewał ale po kilku dniach prób powstał mój pierwszy, jedyny, wymarzony naszyjnik. Radek zrobił mu piękne zdjęcie, które zamieszczam poniżej wpisu a ja dumna z mojego genialnego projektu zaczęłam starannie przygotowywać stylizację na jego pierwszą, towarzyską premierę. Wybrałam się w nim na koncert znajomych, mała kameralna impreza ale dzięki temu wszyscy mogli go zauważyć i wszystkim się bardzo podobał. Całe szczęście byłam wtedy bardzo młodą mamą i musiałam wracać po dwóch godzinach do dziecka bo mój cudowny naszyjnik zaczął się sypać i dosłownie wszędzie zostawiałam ślady swojej obecności. Załamana wróciłam do domu i przez ponad pół roku nie znalazłam na to sposobu... Teraz mam klej, który cenowo wychodzi cztery razy drożej ale jest póki co niezawodny... moja mama ma już kawę pół roku i jeszcze się nie rozpadła a wiem, że nosi;)
Dzisiaj zdjęcie tego pierwszego naszyjnika, do którego nadal mam sentyment i jego sobowtóra, tym razem całość w kolorze mocnego espresso bo ja kocham zdecydowane brązy...
I oczywiście Ania;)
fot.
http://www.niewidziane.blogspot.com/
za wyjątkiem pierwszego zdjęcia autorstwa
http://velvetleafphotography.com
modelka
http://www.maxmodels.pl/modelka-a160.html
a do słuchania
all i need pamiętam ich koncert i ten moment gdy zaczął się ten utwór a łzy same zaczęły płynąć po policzkach (bynajmniej nie ze smutku;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz